02:59

Zmyj z siebie pancerz!

Zmyj z siebie pancerz!
Witajcie kochani!





Jesienną oraz zimową porą, nasza skóra potrzebuje trochę cięższej artylerii w kwestii pielęgnacji naszego boskiego ciała :)
Zazwyczaj jest tak, że ograniczamy się jedynie do wcierania jakiegoś tam balsamu.
Do swego czasu również tak grzeszyłam.
A co dzieje się z naszym "płaszczem" podczas kąpieli? Tak, nawet podczas takiej czynności, skóra domaga się odżywienia, nawilżenia i masażu!


Stosunkowo niedawno, do sprzedaży trafiły nowości od marki Dove.
Mowa tu o najnowszej serii z marokańskim olejkiem arganowym.
W jej skład wchodzą :
Zel pod prysznic, kostka myjąca oraz olejek pod prysznic.
Dzisiaj opowiem Wam o olejku.


Producent obiecuje nam 24-godzinne nawilżenie.
Nigdy nie wierzyłam w takie dyrdymały, więc nawet tego nie oczekiwałam.
Cena: granice 17-19 zł
Pojemność: 200ml
Dostępność: praktycznie w każdej drogerii, między innymi właśnie w Rossmannowskiej dziczy.



Moje spostrzeżenia:
Od porodu mam przeraźliwe problemy ze skórą. Kiedyś to wystarczył mi obojętnie jaki żel do mycia i było wszystko w porządku.
Obecnie rozpieszcza mnie jedynie każdy specyfik do mycia od właśnie firmy Dove. Tylko one są w pełni tolerowane. O miłości do grobowej deski mówi się różnie, zdania są podzielone, natomiast ja chyba właśnie taką znalazłam!
Wskoczyłam pod prysznic (wanny nie mam , a bardzo bym chciała :D)!
Podczas wydobywania olejku byłam zdziwiona i w sumie przerażona - przecież od takiej konsystencji będę cała się ślizgać i lepić! Nic bardziej mylnego.
Konsystencja jest jak, hm... oliwka dla dzieci, taka typowa jak ta z Bambino (teraz to różne statki na półkach - w żelu, w sprayu). Jest to prawdziwy olejek!
Z takich produktów używałam tylko olejku pod prysznic od firmy Farmona, gdzie był to raczej zwykły żel, niźli olejek.
Podczas zaaplikowania go na skórę, otrzymujemy efekt jak w momencie wcierania kostki mydła w suche dłonie - takie tępe zjawisko.
Po chwili masażu, olejek zmienia swą konsystencję na kremową.
Zapach unoszący się w łazience jest cudowny! Taki intensywny, aż odrobinę duszący. Niestety dla mnie trochę on przypomina taki czerstwy chleb. Taki wiecie, który leżał w plecaku przez całe wakacje, a we wrześniu robi nam niespodziankę :)
Co do działania, ideolo!
Skóra jest bardzo miękka, intensywnie nawilżona, aż błyszczy!
Wiem co mówię, niedawno mieliśmy remont łazienki i mąż zamontował bardzo jasną lampę, więc wszystko widzę, również to, jak po użyciu tego olejku, ciało świeci jak psu... oczy na widok mięsiwa!
Po wielokrotnym jego użyciu zauważyłam, żę zniknęły z nóg takie suche łuski (jak u rybki), a skóra jest niesamowicie miękka i odżywiona!

Zdecydowanie polecam ten produkt każdej kobiecinie (i nie tylko ), która boryka się z suchym płaszczem!

Uwaga! Należy uważać podczas opuszczania brodzika - można się poślizgnąć na tym specyfiku i stracić jedynki.
Ewentualnie również dwójki.
W sumie to nawet trójki.
Nos również nie będzie już taki jak zawsze :D

Miałyście już okazję go wypróbować? Co o nim sądzicie?

02:34

Korona dla ubogich, cukrowy "świąteczny baranek".

Korona dla ubogich, cukrowy "świąteczny baranek".
Witam!



Jesień to okres, kiedy zaczynamy przemeblowanie na naszych półkach z perfumami. Świeże, lekkie, owocowe zapachy dopychamy do ścianki, natomiast na przód wysuwamy mocniejsze, słodkie aromaty. Jednak takie porządki mnie nie dotyczą. Nie lubię słodkich i ciężkich zapachów, chyba że słodycz jest bardzo delikatna, nie wysuwa się na pierwszy plan. Od bardzo dawna poszukuję idealnych perfum - świeżych, owocowych, lekkich, ale jednocześnie intensywnych. Wciąż ich nie znalazłam. Jedyne, które swym zapachem doprowadzały mnie do błogostanu były perfumy Oriflame - Precious Moments.
Uwielbiam, jednak ich drobinki sprawiły, że zrezygnowałam. Chodzenie i świecenie mi nie odpowiadało. I tak sobie poszukuję tego "czegoś".

Niedawno miałam urodziny. W prezencie od męża otrzymałam perfumy Police - To Be The Queen.



Pojemność: 75ml (walna butla)


Bukiet zapachowy:

Nuty głowy:

olejek z gorzkiej pomarańczy (petit grain), czerwone owoce, pomarańcza, mandarynka

Nuty serca:

jaśmin, ananas, fiołek, brzoskwinia

Nuty bazy:

piżmo, wanilia, paczuli, cedr





Opakowanie :

Zazwyczaj na półkach widuję buteleczki z prostą strukturą czy nakrętką w jakimś tam kształcie. Tutaj byłam bardzo, bardzo zaskoczona. Czaszka? No nie powiem, pomysł oryginalny. Lubię motywy czaszek jednak takie bardziej mocne, wyraziste, ostre.
Tutaj natomiast ta buteleczka przypomina mi taką cukrową czaszkę, coś jak cukrowy baranek na święta.
Jest bardzo ciężka. Okropnie jest nosić ją w torebce. Grawitacja i ta bulwa robią swoje.
Najgorsze jest to, iż nie zadbano kompletnie o korek. Jest plastikowy. Ale to taki chamski plastik z bazaru. Mogli chociaż piznąć go jakimś złotym chromem :) A on jest perłowy, ale taki matowy.


Zapach :
W sieci naczytałam się, że są one bardzo słodkie, ciężkie i nietrwałe.
Jak już wcześniej wspomniałam, nie lubię ciężkich i bardzo słodkich zapachów.
Kiedy psiknęłam, miałam ochotę je wyrzucić! Mocny, intensywny zapach - nie dla mnie! Po chwili jednak poczułam lekką słodycz, jednak nienachalną, a ciężki zapach przekształcił się w intensywny, ale delikatny , bardzo kobiecy aromat.
Po upływie godziny poczułam owoce.
Uwielbiam owoce w perfumach, po prostu kocham! Byłam zachwycona! Świeży, soczysty, który połączył się z początkową kobiecością i słodkością. Mieszanka lepsza, niż wódka z wódką :)


Czas "pracy":
Wylałam je na siebie i tak sobie chodziłam, do momentu zmiany koszulki, kiedy to córa próbowała na chama wepchnąć mi swoją zupę. Bluzka oczywiście poleciała w kąt, a ja o niej zapomniałam. Później myślałam, że to po prostu szmata do podłogi. Skapowałam się dopiero wtedy, gdy szukałam tejże części garderoby.
Niosąc do kosza na brudy, poczułam piękny zapach. Tak, to te perfumy. Trzymały się na niej przez 2 dni. Uważam, że są one bardzo trwałe.



Na jesień oraz zimę są idealne dla tak wybrednych osób jak ja. Jeżeli nie lubicie ciężkich, nachalnych, i mocno przesłodzonych zapachów to te powinny być strzałem w dziesiątkę!


Miałyście już okazję je wypróbować?


03:19

Pielęgnujący ultra-glut.

Pielęgnujący ultra-glut.
Witam.

My, kobiety chcemy jak najdłużej pozostać młode, piękne i przede wszystkim gładkie jak pupa pawiana.
Kosmetyków, które mają nam w tym pomóc jest multum, jeżeli ktoś to zliczy to zapewne nie ma nic lepszego do roboty i nie wie co to seks :)
Wracając do tematu, gładka skóra jest chyba naszym znakiem rozpoznawczym (depilacja u mężczyzn jakoś mnie automatycznie od nich odrzuca ,niech to pozostanie naszym obowiązkiem).
Problem wrastających włosków jest nam znany, prawda? A rozszerzone pory na twarzy czy niedoskonałości i przebarwienia? Koszmar, koszmar i jeszcze raz koszmar! Dlaczego nie możemy mieć buzi jak porcelanowe lale?!
A jeżeli Wam powiem, że możemy zacząć skutecznie dążyć do takiego efektu? Miodzio, co? Chcecie wiedzieć jak to zrobić? Zapraszam po więcej.

2 tygodnie temu otrzymałam od Mydlarnia Franciszka Savon Noir z wyciągiem z eukaliptusa wraz z rękawicą Kessa.






Od producenta - sposób użycia oraz działanie :

oczyszcza skórę z wszelkich zanieczyszczeń i toksyn. Służy do codziennego mycia twarzy i ciała lub do robienia maseczek. Aby wykonać zabieg wystarczy (max. 2 razy w tygodniu) na twarz i ciało zaaplikować kosmetyk, pozostawić na około 5 minut, po czym twarz wymasować delikatnie opuszkami palców, a ciało rękawica Kessa i spłukać obficie wodą. Na zakończenie aplikujemy na dogłębnie oczyszczoną skórę kosmetyki pielęgnacyjne
- intensywnie nawilża - zmiażdżone oliwki, czyli główny składnik tego kosmetyku, odpowiadają za intensywne nawilżenie skóry,
- energetyzuje - wyciąg z liści eukaliptusa pobudza, usuwa zmęczenie sforsowanych mięśni i rozjaśnia umysł,
- łagodzi podrażnienia - eukaliptus ma działanie antyseptyczne. Łagodzi podrażnienia skóry. Polecany do cery problematycznej, stanami zapalnymi.
Savon Noir Eukaliptus działa podobnie jak peeling enzymatyczny. Bezpieczny nawet do skóry bardzo wrażliwej, gdyż w swej strukturze nie ma żadnych drobinek, które mogłyby spowodować mechaniczne uszkodzenie skóry.


Dodam trochę od siebie.

Opakowanie to taki prosty w obsłudze, plastikowy słoiczek - odkręcasz/zakręcasz , taka filozofia :)



Konsystencja :


Jak odkręciłam i zobaczyłam co jest w środku to byłam w lekkim zakłopotaniu.
Co to w ogóle jest?!! Pierwszy raz w życiu widziałam kosmetyk w takiej postaci. Jest to ciągnąca się maź. Ciągnie się i ciągnie. Na początku miałam z tym problem. Chciałam wziąć odrobinę, a za moją dłonią ciągnęły się hektolitry produktu. Z czasem to opanowałam, potrzeba jedynie wprawy.






Mydełko pięknie pachnie. Jeżeli lubicie zapach VapoRub to ten aromat przypadnie Wam do gustu.
Więc jak to działa?
Nałożyłam na ciało niewielką warstwę produktu. Trzymać 10 minut? No problem!
W tym momencie nałożyłam na włosy maskę, umyłam zęby. I tak zleciało. 
Zaczęłam masaż górnych partii za pomocą rękawicy. Na nogach, od kolan w dół, postanowiłam trzymać mydło dłużej, gdyż tam skóra jest okrutnie sucha, błyszczą się tylko łuski, na które nie działają silne balsamy czy peelingi. 
Tak sobie masowałam i masowałam, zeszłam do nóg, zahaczyłam o stopy. No to chyba już pora to spłukać? Słuchawka w dłoń i lejemy. Jaka jest teraz skóra? 
Kiedy pociągniemy po niej palcem to tak jak byśmy macały szybkę - ten piszczący dźwięk. Sprawdzam nogi. Uu, nieźle! Łusek jest mniej. Nie oczekiwałam jakiegokolwiek efektu na tym obszarze, więc ich mniejsza ilość mnie zaskoczyła. 
Włoski przestały wrastać. Po depilacji rękawica przyjemnie drapie skórę, która zawsze mi swędzi niemiłosiernie! 
A cóż zadziało się na twarzy? 
Moja cera jest bardzo mocno przetłuszczająca się, z niedoskonałościami, przebarwieniami, a rozszerzone pory zwalczam od wielu lat, gdzie nawet wizyty u dermatologów niewiele dawały. 
Po tym kosmetyku twarz oczywiście oczyszczona mocno - piszczy jak reszta ciała. Miętowy efekt eukaliptusa daje świetne orzeźwienie oraz ochłodzenie, co bardzo cenię sobie przy bolących wulkanach. Zaczerwienienia oczywiście się zmniejszyły, a pory? Nie zwęziły się, ale są o wiele płytsze. Nie są to już dziury bez dna, a takie wgłębienia. Na swej twarzy trzymałam oczywiście dłużej (10 minut), niż zalecany czas (2 min). Nie wysuszyło mi twarzy, nie podrażniło. Nadal będę go używać z nadzieją, że pory zostaną zwężone :)



Używałyście już tego "gluciaka"?

08:23

Oleo-Krem - gdzie ten szał?

Oleo-Krem - gdzie ten szał?
Witajcie! 
Dzisiaj chciałabym odrobinę przybliżyć Wam Oleo-Krem od Biovax L'biotica.
Nowość, która szybko zawróciła w głowie wielu dziewojom. Olejek w kremie jest moim ulubionym rozwiązaniem. Wszelakie olejki czy odżywki w spray'u na mych włosach dają marne efekty, a raczej brak jakichkolwiek (zdarzają się wyjątki,ale nie o nich teraz mowa).


Wersja, jaką posiadam to Diamond. 





Producent, na odwrocie tubki, uwzględnia wszystko co jest ważne przy wyborze odpowiedniego rodzaju kremu oraz określa jego powołanie i sposoby użytkowania. 

Oto i "opowiadanie" od producenta :

Luksusowy OLEOKREM to połączenie odżywczej mocy najlepszej jakości, szlachetnych olejów z lekką, otulającą konsystencją kremu. Bez efektu obciążenia włosów. 

Odżywczy OleoKrem do włosów Biovax® Diamond to niezwykły preparat, zawierający najdroższy wśród klejnotów - diament, w połączeniu z bogactwem olejów Babassu i Pequi, pochodzących z tropikalnych lasów Amazonii. 

Pył diamentowy – subtelnie rozdrobiony pył z najcenniejszego na świecie kamienia szlachetnego nadaje włosom przepiękny, skrzący się blask i moc.
Olej Babassu – wytłaczany z orzeszków palmy Oringya Cohune. Polecany szczególnie do kosmetyków, które mają nawilżać, wzmacniać i zmiękczać włosy. Zawiera około 70% lipidów, w tym dużą zawartością kwasu laurynowego i mirystynowego. Olej babassu wnika w strukturę włosa i wygładza go, ułatwia rozczesywanie i zabezpiecza przed rozdwajaniem końcówek.
Olej Pequi – pozyskiwany z nasion brazylijskiego owocuCaryocar Brasiliense, pomaga w utrzymaniu wilgoci i będąc bogatym w antyoksydanty pomaga w zachowaniu dobrej kondycji włosa, jego koloru, połysku i gładkości. Ponadto, dzięki swoim właściwościom, przeciwdziała mierzwieniu się włosów, co pozwala na utrzymanie ich pięknego i zdrowego wyglądu.

OLEOKREM sprawi, że włosy będą:
- idealnie wygładzone i miękkie
- zjawiskowo lśniące
- intensywnie odżywione i zdrowe
- naturalnie piękne i lekkie, bez efektu obciążenia

Oleokrem to preparat, który doskonale uzupełni codzienną pielęgnację włosów, dopełni działanie odżywki bądź maski, potęgując efekt upiększenia fryzury. 


Stosowanie
Dzięki unikalnej formulacji, OLEOKREM BIOVAX można stosowac na dwa sposoby:
- na włosy wilgotne - krem zastosowany po umyciu i osuszeniu włosów ręcznikiem, delikatnie wmasowany w wilgotne pasma, nawilży je i odżywi, jednocześnie ułatwiając ich stylizację
- na włosy suche - nałożony w ciągu dnia, krem ujarzmi puszące się włosy, wygładzi je i nabłyszczy, zabezpieczając jednocześnie końcówki przed rozdwajaniem
Oleokremy Biovax Glamour stanowią niespotykane połączenie wysokich właściwości odżywczych z delikatnością konsystencji kremu. Dzięki lekkiej teksturze nie wymagają spłukiwania.


A teraz dodam swoje spostrzeżenia
W sumie to nie zamierzam wypisywać plusów i minusów używania tej nowości. Powód jest prosty. 
W plusach doszukałam się jedynie świetnego zapachu, który przypomina mi  drogie, luksusowe, seksowne perfumy. 
Plusem, dla niektórych, może być również fakt, iż nie obciąża włosów. Ja natomiast na to liczę, gdyż zniszczone kudły sterczą w różne strony i takie ich "dociśnięcie" do głowy, sprawia, że mam nad nimi absolutną władzę, jak Księciunio nad swym Toudie (czy jak tam się zwał).
Poza tymi "licznymi" zaletami moje włosy, po użyciu produktu nie stały się błyszczące, nie były wygładzone, w ogóle nie wyglądały na zdrowe, wręcz przeciwnie! Wyglądały tak, jakbym po użyciu szamponu nie użyła w ogóle odżywki / maski! A po ok. godzinie włosy stały się jeszcze bardziej szorstkie i matowe. 
Cóż, jednym stwierdzeniem, wersja Diamond to dla mnie dno i wodorosty! Nie wiem jakie efekty osiągniemy podczas stosowania innych rodzajów, wiem jedynie, że ten, który posiadam na zniszczonych włosach nie wykazuje jakiejkolwiek inicjatywy ze swojej strony. Jak na razie mym ideałem pozostaje olejek w kremie od L'oreal. 
(mam wrażenie, że wiele osób zachwala tę nowość od Biovax ze względu na to, że otrzymały go za darmo do testów, a więc trzeba się podlizać, aż skóra z dupy zlezie!)



Miałyście już okazję wypróbować nowości od Biovaxu?
Dajcie znać jak się spisały! Być może inna wersja zadziała na te kołtuny.

03:46

Kobieto, rozpuść swe rzęsy!

Kobieto, rozpuść swe rzęsy!
Witam wszystkich wszem i wobec zgromadzonych przed monitorami.


Przez ostatnie dni miałam tak "zapchany" życiorys, że ciężko było mi cokolwiek tutaj wrzucić. Problemy mnie docisnęły mocno do podłogi, bałam się, że się nie podniosę, ale dałam radę. Otrzepałam kurz i wracam do żywych umysłem.



Szał na wszelakie odżywki do rzęs w pełni, dlatego też chciałabym Wam przedstawić nowość od Vipera Cosmetics - Rehash Eyelash, Serum z Bimatoprostem.






Od producenta :



Stosowaniu REHASH EYELASH Serum towarzyszy pakiet korzyści :


  • rzęsy dłuższe o 85%
  • grubsze o 53%
  • gęstsze o 43%
  • mocniejsze o 55%
  • ciemniejsze o 40%
  • bardziej elastyczne i lśniące 



REHASH EYELASH Serum 

doskonali wygląd damskich i męskich rzęs oraz łuków brwiowych.
Aktywne związki pobudzają wzrost rzęs, reformują potencję mieszków włosowych, odbudowują uszkodzone rzęsy i brwi. W fazie silnego wzrostu, która trwa przez pierwsze 30 dni, Serum działa stymulująco i energizująco na cebulki rzęs i brwi, wydłuża cykl życia włosków; rosną dłuższe, grubsze, ciemniejsze i jest ich więcej. Kontynuując wzmacnianie cebulek włosowych, Serum zapobiegnie słabnięciu i przerzedzaniu rzęs. Wykreuje piękną, naturalną oprawę oczu. 


Jak używać Serum? 

Po wieczornym demakijażu, jednym pociągnięciem pędzelka nałóż bezbarwne serum na czystą i suchą skórę powiek wzdłuż linii górnych rzęs. Stosuj raz dziennie, przed nocnym snem. Nie używaj we wnętrzu oka ani na dolnej linii rzęs. 
Wzmocnienie rzęs można zaobserwować już po 2 - 3 tygodniach regularnego stosowania. 
Czteromiesięczna kuracja pozwala osiągnąć pełen efekt wydłużenia i zagęszczenia rzęs. 
Opakowanie 3 ml wystarcza na sześć miesięcy codziennej aplikacji na nasadę rzęs (jako codzienna odżywka do brwi ,wystarcza na około 4 miesięcy).
W celu utrzymania efektu bujnych i pięknych rzęs, po 4 - miesięcznej kuracji, serum powinno się stosować 3 - 4 razy w tygodniu. 




Moja skromna opinia :



Serum używam od 2,5 miesiąca, więc myślę, że jestem już w takim stadium, że z pewną ręką i sprawnym paluchem mogę napisać cóż ona poczyniła na mych rzęsach.

Wiecie co? Nigdy nie używałam tego typu produktów. Ta mała, niepozorna "różdżka" rozdziewiczyła mnie w tej kwestii i jestem jej dozgonnie wdzięczna!
Pierwsze efekty zauważyłam po tygodniu. Rzęsy bardzo miękkie, odżywione i elastyczne. O wiele lepiej nakładało się na nie tusz, który już ich nie sklejał, a idealnie rozdzielał (nawet ten ,który wcześniej obdarowywał mnie kleksami i grudkami ).
Teraz, bo ponad dwóch miesiącach moje pajączki sięgnęły nieba. Są bardzo wydłużone. Zdałam sobie sprawę, że stały się takiej samej długości jak sztuczne rzęsy, które przyklejała mi kosmetyczka (ona również tak stwierdziła). Ponadto, pod rzęsami, które do tej pory miałam (od urodzenia), wyrosły nowe! Tak, mam mnóstwo małych, króciutkich kępek, które po pomalowaniu, niesamowicie zagęszczają linię rzęs. Teraz pozostaje mi tylko czekać, aż to serum je pobudzi do wzrostu. Gęste rzęsy - chyba każda z nas o nich marzy.
Są również mocniejsze. I to bardzo!
Dotychczas, podczas demakijażu, wiele z nich wypadało. Jak jest teraz? Teraz na płatku nie pozostaje ani jedna!
Serum nie wywołało u mnie żadnych podrażnień czy jakichkolwiek innych niepożądanych efektów.
Jestem z niego bardzo zadowolona i zapewne już na stałe ze mną zostanie.
Romantycznie - mój pierwszy i ostatni :)



Próbowałyście może tego cuda?

Jeżeli nie, naprawdę polecam!


02:57

Usta mają znaczenie - lips MATTER.

Usta mają znaczenie - lips MATTER.
Witam ozięble 
(może to wam pomoże w taki gorąc). 
Nie było mnie długo, ale już jestem :)




Ostatnimi czasy, matowe pomadki zainfekowały polski kraj. Pomyślałam,  że zapoznam was z taką jedną małą maziajką, która podbiła moje serce, wątrobę (jakby to moja babcia powiedziała "wentrobe") oraz wszelkie inne wnętrzności, które były nią zachwycone.
beautyUK, Lips Matter - to o niej będą wszystkie ochy i achy.
Odcień, jaki pałęta się na półce z kosmetykami to Bond, Mrs Bond.


No dobra, dostosujmy się do prawilnego zrecenzowania tejże pomadki.

Opakowanie jak opakowanie, nic nadzwyczajnego, kształt walca, aplikator - pacynka, odkręcane-zakręcane.

Konsystencja przypomina delikatny mus lub takie porządnie ubite białka na piankę, która ma się znaleźć na szarlotce.
Rozprowadza się bardzo przyjemnie, osobiście mam wrażenie jakbym smarowała usta jakimś olejem albo takim błyszczykiem z aplikacją za pomocą kulki, gdzie w buteleczce znajdowały się takie jakby kwiatki czy inne zielsko. Ale właśnie dzięki temu,  pacynka sunie po ustach niesamowicie gładko i równomiernie .

Pigmentacja jest cudowna, idealna. Jedno pociągnięcie i mamy bardzo ładnie "ubabrane" łypy, chyba, że ktoś nie potrafi, nie ma wprawy w malowaniu ust, wtedy niech sobie ten cudzysłów zlikwiduje podczas czytania.

Trwałość jest bardzo zadowalająca. Pomadka nie kruszy się, nie pozostawia śladów na szklankach i przeróżnych innych rzeczach, które macamy ustami. Schodzi jedynie podczas jedzenia tłustych potraw, ale to akurat nic dziwnego, a w dodatku robi to równomiernie.
(próba roztarcia co sił w tych pulchnych rączkach:>)

Nie wysusza warg, nie wykazała na nich jakiegokolwiek negatywnego działania.
Ma piękny, owocowy zapach, który umila nam moment aplikacji.

Pomadkę można zakupić na stronie makeuproom.pl
Jej cena to niecałe 24zł , natomiast obecnie mamy promocję na 17,92zł.
Za taką cenę, ten kosmetyk jest wręcz idealny.

Używałyście tej pomadki? Jak wrażenia?
Jeżeli nie, koniecznie wypróbujcie :*

10:20

Wibo Eyebrow Pencil nr1, czyli wiewiórkowe brwi :)

Wibo Eyebrow Pencil nr1, czyli wiewiórkowe brwi :)
Dzień dobry :)
Dzisiaj trochę pierdół na temat pewnego produktu do brwi:
Wibo Eyebrow Pencil w kolorze nr 1.




Wiecie co? Broń Boże nie kupujcie tego odcienia! Choćbyście nie wiem jak bardzo chciały ją wypróbować.
Cóż jest z nią nie tak? Kolor! Tak, kolor jest wręcz odstraszający.
Śmiało, spróbujcie pomazać nią brwi, tak jak ja to zrobiłam.
Na początku, kiedy to nieświadoma zła jakie sobie wyrządzam, nakładałam ją na włoski, było w miarę znośnie. Kolor brązowy, niestety bardzo ciepły odcień, a moje brwi są chłodne, szare, bardzo szare, prawie czarne, właściwie to takie mysie. Zaczęło się delikatne obrysowywanie. O rajuśku! Cóż ja ujrzałam w lusterku...? Rudość, wszędzie rudość! Po chwili nawet włoski, w świetle dziennym, miały rudą poświatę. A mój, jakże precyzyjnie wykonany, obrys? Istna tragedia! Kolor był pomarańczowy, chamski pomarańczowy kolor, który chyba widać z Jowisza. Prawdopodobnie nie musiałabym chyba nawet wieczorem zakładać kamizelki odblaskowej, brwi z pewnością ostrzegłyby wszystkich kierowców. Naprawdę ten kolor jest straszny, jak można zrobić coś takiego? Nam, biednym kobietom, które i tak w życiu łatwo nie mają w doborze produktu do brwi :)
Poza tym "przepięknym" odcieniem, kredka sama w sobie jest fajna.
Mamy szczoteczkę, której używam codziennie, bo znakomicie wyczesuje nadmiar cienia na brwiach.
Poza tym, kiedy miałam nad oczami takie wiewiórkowe futerko, sprawdziłam co nieco jej trwałość. Bardzo dobra! Tak tak, trwałość jest fajna jak na tak niską cenę. Wnioskuję, że śmiało wytrzyma cały dzień.

Jeżeli chcecie wypróbować ten produkt, kupcie nr 2!
Na 1 nie patrzcie nawet kątem oka :)

06:21

Sleek Del Mar Vol.2 - mój pierwszy "cudak".

Sleek Del Mar Vol.2 - mój pierwszy "cudak".
Witam serdecznie :)

Na pierwszy, jeszcze bardzo parzący, ogień idzie paletka cieni 
Sleek Del Mar Vol.2.




Dlaczego akurat ona?
Otóż dlatego, iż nie zakupiłam jej osobiście, a otrzymałam w ramach wygranej w konkursie.
Szczerze? Była to moja pierwsza w życiu paleta cieni.
Naprawdę, jak babcie kocham, nigdy, ale to przenigdy 
nie miałam wcześniej jakiegokolwiek chociażby pojedynczego cienia.
A tu hyc! Proszę bardzo! Mam nawet 12 cieni :)
Przejdźmy do rzeczy.
Opakowanie:
Baardzo mi się podoba, takie solidne, mocne i dość ciężkie, choć myślę, że Pan M. Pudzianowski dałby z nim sobie radę w mgnieniu oka, ot tak!
W środku oczywiście znajduje się lusterko, abyśmy mogły podziwiać swój cudny makijaż :)
Dla mnie osobiście trochę trudno jest ją otworzyć, jest naprawdę porządnie "zatrzaśnięta".
Osoby, które mają długie paznokcie będą miały problemy z jej otwarciem
(przynajmniej tak mi się wydaje).

Wnętrze:
Muszę przyznać, że kolorystyka cieni jest świetnie dobrana.
Mamy takie delikatne, łososiowe, złote odcienie, 
ale także bardzo wyraziste, odważne kolory, w sam raz na wiosnę lub lato :)
Pigmentacja jest cudowna. nie trzeba wiele się "natrzeć" pędzelkiem aby wydobyć z nich kolor.
Trwałość? Cóż, jako że to była moja pierwsza przygoda z kosmetykiem tego typu
nie miałam oczywiście żadnej bazy pod cienie, nie nakładałam też korektora.
I co z tego wyszło? A to, że cienie na moich powiekach trzymały się cały dzień.
Serio, ja nie żartuję, jak bum cyk cyk.
Nie nazbierało się tego w załamaniach, wszystko było na swoim miejscu.
Cienie są naprawdę trwałe.






Jestem kompletnym beztalenciem jeżeli chodzi o makijaż oczu cieniami,
ale skoro ja sobie z nimi poradziłam to wiedz, że Tobie też się uda!



Copyright © 2016 Dzikie farmazony . , Blogger