07:40

Masełkowy sztyft.

Masełkowy sztyft.
Witajcie kochani!













Matowe pomadki bardzo szybko przejęły władzę nad naszymi kosmetyczkami.
Brak dowodów zbrodni na szklankach czy nawet papierosach jest ciężko przebić.
Znam to z własnego przykładu.
Nienawidzę kiedy to, co mam na ustach, pozostaje na wszystkim wokół.
Dlatego właśnie używam jedynie matowych pomadek.
Używałam...
Do czasu, aż nie zaczęłam pałać gorącym, nieśmiertelnym uczuciem do znakomitych pomadek od Wibo.

Mowa oczywiście o Juicy Color.


Dzisiaj chciałabym Wam przedstawić nowy odcień skrywający się pod numerem 7 oraz mój pierwszy zakupiony kolor - nr 6.


Wibo Juicy Color

Pojemność : 2,5 ml
Dostępność : możemy śmiało wyruszyć po nią do Rossmanna - każdy chyba już to wie :D
Cena : w granicach 11-13zł (do 19.02 jest promocja w Rossmannie na 9,39zł)

Na stronie producenta wyczytamy takie cuda wianki :

Pomadka i balsam do ust 2w1. Doskonale kremowa pomadka do ust w soczystych kolorach, nie tylko doskonale kryje, ale również nawilża usta. Dzięki zawartości masła shea pozostają one na długo nawilżone. Zapobiega pierzchnięciu ust i gwarantuje trwały kolor na długie godziny.



Przekażę Wam teraz, siłą internetu, ile jest w tym wszystkim prawdy i co z nią się dzieje. 



Kolor 

Posiadam dwa kolory, które są moimi ideałami - nr 6 oraz 7.
Reszta nie jest w moim guście - nie przepadam za różami i delikatnymi czerwieniami.
Wystarczy naprawdę jedno pociągnięcie, by pomadka spoczęła na naszych ustach. 
Pigmentacja jest więc rzeczywiście bardzo dobra i intensywna, w szczególności, gdy porównamy ją do ceny, która jest bardzo niska. 
Kolor nr 6 jest to jakby połączenie ciepłego brązu z kolorem pomarańczowym, gdzie (w moim przypadku) wybijają się pigmenty brązowe. 
Nr 7 jest mi trochę ciężko określić. Jest to taka przybrudzona, lekko wyblakła śliwka. Jest naprawdę fantastyczny! 



Trwałość 

Po nałożeniu jej, wytrzymuje do najbliższego picia lub jedzenia. Bez tego trzyma się bardzo dobrze - 4 godziny mnie upiększała :)


Konsystencja 

Wspaniała! 
Idealnie trafione w mój gust! 
W opakowaniu pomadka wygląda na taki maślany patyczek, jednak podczas kontaktu z ustami jakby lekko topnieje pod wpływem ciepła. 
Nie, nie staje się jakaś płynna, że zaczyna wypływać poza krawędzie. Po prostu przypomina takie lekko roztopione masło - ale takie tylko na 10 sekund w mikrofali! 
Bardzo kremowa, cudownie sunie po ustach - jak bita śmietana! 


Zapach 

Ciężko trochę go określić. 
Taki jakby typowy zapach klasycznych pomadek - kosmetyczny, pudrowy. 
Tutaj też jestem zadowolona - lubię takie kosmetyczne zapachy. 


Działanie 

W tym momencie jest mi ciężko to stwierdzić. 
Nigdy nie miałam problemu z suchymi ustami, jednak zauważyłam, że po zmyciu pomadki, są one gładsze, aż miło je dotykać :)


Aplikacja 

Niesamowicie łatwa właśnie przez masełkową konsystencję! 
Ponadto wykręcany sztyft jest chudziutki przez co jest łatwo obrysować krawędzie i nie narobić biedy. 





Pomadki są moimi ideałami do pielęgnacji ust. 

Nigdy nie lubiłam klasycznych balsamów, które są transparentne albo mają bardzo delikatne kolory. 
One spisują się idealnie i wiem, że do momentu wycofania ich ze sprzedaży, nie zrezygnuję z ich obecności w moim koszyku podczas zakupów. 



Używałyście? 

Jakie kolory są Waszymi ulubionymi?

12:49

Egzotyczny kochanek.

Egzotyczny kochanek.
Witam!


Niestety ostatnio niewiele mam czasu na pisanie.
Mnóstwo zaczętych postów, w których codziennie dopisuję po jednym zdaniu.
Wszystko przez to, że córka przestała sypiać w dzień :D
To nic! Zepnę pupę i postaram się!




Dzisiaj chciałabym Wam przedstawić balsam do ciała, który jest niezwykłym "eliksirem odrodzenia".

Zwykle z takimi kosmetykami jest tak, że widząc go w drogerii w cenie, powiedzmy, dziesięciu złotych, długo się nie zastanawiamy. Bierzemy po prostu ten dostosowany do potrzeb naszej skóry i testujemy.
Schody zaczynają się wtedy, gdy mamy do czynienia z czymś droższym (no chyba ,że nas absolutnie stać go kupić w ciemno).
Niejednokrotnie czytałam opinie o czymś, co wydawałoby się dla mnie idealne.
Kierując się to opinią, natychmiast googluję jego miejsce zakupu oraz cenę.
Do kija taka robota! Koszt to co najmniej 50 zł!
Takiej kwoty to nawet nie wydaję miesięcznie na wszystkie kosmetyki!
I tak oto jego zakup jest w planach przez jakieś pół roku, gdzie po tym czasie nadal nie wiem czy zaryzykować.

Produkt, który chce Wam przybliżyć to najnowszy Odżywczy balsam do ciała od Resibo.



Teraz może trochę obietnic producenta i jego lista produktów, z których go wyczarowano.


Składniki grające pierwsze skrzypce:
wyciąg z miodunki plamistej, olej monoi, olej kukui, masło shea, olej migdałowy, olej abisyński, D-Panthenol



Czy jest dla mnie odpowiedni? 

Producent zapewnia, że każdy rodzaj skóry będzie zachwycony działaniem balsamu. 



Obiecanki ze strony producenta:

Odżywczy balsam do ciała to kompozycja naturalnych, specjalnie wyselekcjonowanych składników, które łącząc i wzajemnie wzmacniając swoje właściwości odżywiają, regenerują i odbudowują strukturę komórek nawet najbardziej wymagającej skóry.
Dodatek naturalnych, pozyskiwanych z poszanowaniem zasad „zielonej chemii”, emolientów sprawia, że balsam tworzy jedwabistą, łatwą do rozprowadzania konsystencję niepozostawiającą uczucia tłustości na skórze.


To wszystko brzmi wspaniale, prawda? 



Gdzie go zakupimy? 

A na stronie producenta chociażby :)
Pojemność: 200ml
Cena: 59zł (to ten moment ,który automatycznie mnie odstrasza :D)

Skład:
Aqua, Glycerin, Cetearyl Alcohol*, Propanediol*, Isoamyl Laurate*, Coco Caprylate/Caprate*, Glyceryl Stearate Citrate*, Aleurites Moluccana Seed Oil, Butyrospermum Parkii Butter, Prunus Amygdalus Dulcis Oil, Cetyl Esters, Caprylic/Capric Triglyceride*, Cocos Nucifera Oil, Crambe Abyssinica Seed Oil, Pulmonaria Officinalis Extract, Gardenia Tahitensis Flower Extract, Panthenol, Tocopherol, Sodium Phytate, Glyceryl Caprylate*, Xanthan Gum, Citric Acid, Dehydroacetic Acid, Benzyl Alcohol, Parfum, Linalool, Hexyl Cinnamal, Citronellol, Coumarin, Limonene, Amyl Cinnamal, Anise Alcohol



Ciężko będzie w to uwierzyć, jednak byłam skłonna wystawić opinię już po jednej nocy z nim spędzonej! 

Tak, tyle mu wystarczyło, by skraść moje serce, nogi, kadłub (czyt. tułów) i ręce. 



Zapach 

Wtarłam tego gagatka w ciało i uległam momentalnie! 
Na początku, upajając się jego zapachem z tubki, wyczuwa się połączenie słodkich migdałów, kokosa oraz delikatnego kwiatu o pudrowym zapachu. 
Ale ale! 
Wszystko się zmienia, kiedy następuje jego zetknięcie z naszym, uwiedzionym już od samej gry wstępnej, gorącym ciałem! 
Zapach staje się intensywniejszy, jednak nie duszący. 
Pudrowy kwiatek zamienia się w coś, co przypomina jakieś mocno pachnące zioło, coś z dziedziny zielarstwa, nie potrafię tego określić. 
Podejrzewam, że to zasługa gardenii tahitańskiej.



Konsystencja, wchłanialność, wykończenie 

Balsam ma konsystencję jak większość takich produktów w tubkach - kremowa, gęsta, delikatna. 
Pomimo gęstości, na ciele rozprowadza się jak pianka - szybko, delikatnie i bez wysiłku. 
Wchłania się bardzo szybko! 
Byłam wniebowzięta, gdyż na tym bardzo mi zależy - nie lubię później czekać, by móc się przytulić do męża :)
Przedostatni etap naszego romansu jest fantastyczny - nie pozostawia lepkiej skóry, jak mandarynki po swym rozebraniu. 
Pora przedstawić ostatni etap rozkoszy! 
Co nam pozostawia po sobie ten Alvaro, Casanova, Lovelas itp.?
Idealnie gładką, miękką i rozjaśnioną skórę! 
Mam bardzo, bardzo jasną karnację i nogi zawsze były w różowych plamach, przebarwieniach. 
Po tym balsamie nie mam już z nimi takiego problemu. 
Oczywiście nie są jakieś idealnie białe, bo to przecież niemożliwe - pulsuje we mnie krew, nagrzewam się przy grzejniku, więc to normalne, że mi się rumienią:)
Jednak to jak teraz wyglądają to coś, co od wielu lat chciałam uzyskać! 
Nawilżenie jest tak mocne, że mam wrażenie, że więcej nie wchłonę, a woda będzie po mnie spływać jak po szybie! 



(ten napis na boku tubki, jest świetny! niestety musiałam zrobić tak ciemne zdjęcie, gdyż inaczej nie było go widać)

Potrzebujesz jeszcze jakiś argumentów do jego zakupu? 

Nie? Świetnie! Zamów i bądź szczęśliwa z rozwijającego się romansu! 
Jednak jesteś marudna? 
A jak Ci powiem, że przed wyjściem na imprezę, wysmarowanie nim swego ciała sprawi, że rozkochasz w sobie przystojnego Włocha, ulegniesz?



Mieliście okazję się nim rozkoszować?



02:59

Zmyj z siebie pancerz!

Zmyj z siebie pancerz!
Witajcie kochani!





Jesienną oraz zimową porą, nasza skóra potrzebuje trochę cięższej artylerii w kwestii pielęgnacji naszego boskiego ciała :)
Zazwyczaj jest tak, że ograniczamy się jedynie do wcierania jakiegoś tam balsamu.
Do swego czasu również tak grzeszyłam.
A co dzieje się z naszym "płaszczem" podczas kąpieli? Tak, nawet podczas takiej czynności, skóra domaga się odżywienia, nawilżenia i masażu!


Stosunkowo niedawno, do sprzedaży trafiły nowości od marki Dove.
Mowa tu o najnowszej serii z marokańskim olejkiem arganowym.
W jej skład wchodzą :
Zel pod prysznic, kostka myjąca oraz olejek pod prysznic.
Dzisiaj opowiem Wam o olejku.


Producent obiecuje nam 24-godzinne nawilżenie.
Nigdy nie wierzyłam w takie dyrdymały, więc nawet tego nie oczekiwałam.
Cena: granice 17-19 zł
Pojemność: 200ml
Dostępność: praktycznie w każdej drogerii, między innymi właśnie w Rossmannowskiej dziczy.



Moje spostrzeżenia:
Od porodu mam przeraźliwe problemy ze skórą. Kiedyś to wystarczył mi obojętnie jaki żel do mycia i było wszystko w porządku.
Obecnie rozpieszcza mnie jedynie każdy specyfik do mycia od właśnie firmy Dove. Tylko one są w pełni tolerowane. O miłości do grobowej deski mówi się różnie, zdania są podzielone, natomiast ja chyba właśnie taką znalazłam!
Wskoczyłam pod prysznic (wanny nie mam , a bardzo bym chciała :D)!
Podczas wydobywania olejku byłam zdziwiona i w sumie przerażona - przecież od takiej konsystencji będę cała się ślizgać i lepić! Nic bardziej mylnego.
Konsystencja jest jak, hm... oliwka dla dzieci, taka typowa jak ta z Bambino (teraz to różne statki na półkach - w żelu, w sprayu). Jest to prawdziwy olejek!
Z takich produktów używałam tylko olejku pod prysznic od firmy Farmona, gdzie był to raczej zwykły żel, niźli olejek.
Podczas zaaplikowania go na skórę, otrzymujemy efekt jak w momencie wcierania kostki mydła w suche dłonie - takie tępe zjawisko.
Po chwili masażu, olejek zmienia swą konsystencję na kremową.
Zapach unoszący się w łazience jest cudowny! Taki intensywny, aż odrobinę duszący. Niestety dla mnie trochę on przypomina taki czerstwy chleb. Taki wiecie, który leżał w plecaku przez całe wakacje, a we wrześniu robi nam niespodziankę :)
Co do działania, ideolo!
Skóra jest bardzo miękka, intensywnie nawilżona, aż błyszczy!
Wiem co mówię, niedawno mieliśmy remont łazienki i mąż zamontował bardzo jasną lampę, więc wszystko widzę, również to, jak po użyciu tego olejku, ciało świeci jak psu... oczy na widok mięsiwa!
Po wielokrotnym jego użyciu zauważyłam, żę zniknęły z nóg takie suche łuski (jak u rybki), a skóra jest niesamowicie miękka i odżywiona!

Zdecydowanie polecam ten produkt każdej kobiecinie (i nie tylko ), która boryka się z suchym płaszczem!

Uwaga! Należy uważać podczas opuszczania brodzika - można się poślizgnąć na tym specyfiku i stracić jedynki.
Ewentualnie również dwójki.
W sumie to nawet trójki.
Nos również nie będzie już taki jak zawsze :D

Miałyście już okazję go wypróbować? Co o nim sądzicie?

02:34

Korona dla ubogich, cukrowy "świąteczny baranek".

Korona dla ubogich, cukrowy "świąteczny baranek".
Witam!



Jesień to okres, kiedy zaczynamy przemeblowanie na naszych półkach z perfumami. Świeże, lekkie, owocowe zapachy dopychamy do ścianki, natomiast na przód wysuwamy mocniejsze, słodkie aromaty. Jednak takie porządki mnie nie dotyczą. Nie lubię słodkich i ciężkich zapachów, chyba że słodycz jest bardzo delikatna, nie wysuwa się na pierwszy plan. Od bardzo dawna poszukuję idealnych perfum - świeżych, owocowych, lekkich, ale jednocześnie intensywnych. Wciąż ich nie znalazłam. Jedyne, które swym zapachem doprowadzały mnie do błogostanu były perfumy Oriflame - Precious Moments.
Uwielbiam, jednak ich drobinki sprawiły, że zrezygnowałam. Chodzenie i świecenie mi nie odpowiadało. I tak sobie poszukuję tego "czegoś".

Niedawno miałam urodziny. W prezencie od męża otrzymałam perfumy Police - To Be The Queen.



Pojemność: 75ml (walna butla)


Bukiet zapachowy:

Nuty głowy:

olejek z gorzkiej pomarańczy (petit grain), czerwone owoce, pomarańcza, mandarynka

Nuty serca:

jaśmin, ananas, fiołek, brzoskwinia

Nuty bazy:

piżmo, wanilia, paczuli, cedr





Opakowanie :

Zazwyczaj na półkach widuję buteleczki z prostą strukturą czy nakrętką w jakimś tam kształcie. Tutaj byłam bardzo, bardzo zaskoczona. Czaszka? No nie powiem, pomysł oryginalny. Lubię motywy czaszek jednak takie bardziej mocne, wyraziste, ostre.
Tutaj natomiast ta buteleczka przypomina mi taką cukrową czaszkę, coś jak cukrowy baranek na święta.
Jest bardzo ciężka. Okropnie jest nosić ją w torebce. Grawitacja i ta bulwa robią swoje.
Najgorsze jest to, iż nie zadbano kompletnie o korek. Jest plastikowy. Ale to taki chamski plastik z bazaru. Mogli chociaż piznąć go jakimś złotym chromem :) A on jest perłowy, ale taki matowy.


Zapach :
W sieci naczytałam się, że są one bardzo słodkie, ciężkie i nietrwałe.
Jak już wcześniej wspomniałam, nie lubię ciężkich i bardzo słodkich zapachów.
Kiedy psiknęłam, miałam ochotę je wyrzucić! Mocny, intensywny zapach - nie dla mnie! Po chwili jednak poczułam lekką słodycz, jednak nienachalną, a ciężki zapach przekształcił się w intensywny, ale delikatny , bardzo kobiecy aromat.
Po upływie godziny poczułam owoce.
Uwielbiam owoce w perfumach, po prostu kocham! Byłam zachwycona! Świeży, soczysty, który połączył się z początkową kobiecością i słodkością. Mieszanka lepsza, niż wódka z wódką :)


Czas "pracy":
Wylałam je na siebie i tak sobie chodziłam, do momentu zmiany koszulki, kiedy to córa próbowała na chama wepchnąć mi swoją zupę. Bluzka oczywiście poleciała w kąt, a ja o niej zapomniałam. Później myślałam, że to po prostu szmata do podłogi. Skapowałam się dopiero wtedy, gdy szukałam tejże części garderoby.
Niosąc do kosza na brudy, poczułam piękny zapach. Tak, to te perfumy. Trzymały się na niej przez 2 dni. Uważam, że są one bardzo trwałe.



Na jesień oraz zimę są idealne dla tak wybrednych osób jak ja. Jeżeli nie lubicie ciężkich, nachalnych, i mocno przesłodzonych zapachów to te powinny być strzałem w dziesiątkę!


Miałyście już okazję je wypróbować?


03:19

Pielęgnujący ultra-glut.

Pielęgnujący ultra-glut.
Witam.

My, kobiety chcemy jak najdłużej pozostać młode, piękne i przede wszystkim gładkie jak pupa pawiana.
Kosmetyków, które mają nam w tym pomóc jest multum, jeżeli ktoś to zliczy to zapewne nie ma nic lepszego do roboty i nie wie co to seks :)
Wracając do tematu, gładka skóra jest chyba naszym znakiem rozpoznawczym (depilacja u mężczyzn jakoś mnie automatycznie od nich odrzuca ,niech to pozostanie naszym obowiązkiem).
Problem wrastających włosków jest nam znany, prawda? A rozszerzone pory na twarzy czy niedoskonałości i przebarwienia? Koszmar, koszmar i jeszcze raz koszmar! Dlaczego nie możemy mieć buzi jak porcelanowe lale?!
A jeżeli Wam powiem, że możemy zacząć skutecznie dążyć do takiego efektu? Miodzio, co? Chcecie wiedzieć jak to zrobić? Zapraszam po więcej.

2 tygodnie temu otrzymałam od Mydlarnia Franciszka Savon Noir z wyciągiem z eukaliptusa wraz z rękawicą Kessa.






Od producenta - sposób użycia oraz działanie :

oczyszcza skórę z wszelkich zanieczyszczeń i toksyn. Służy do codziennego mycia twarzy i ciała lub do robienia maseczek. Aby wykonać zabieg wystarczy (max. 2 razy w tygodniu) na twarz i ciało zaaplikować kosmetyk, pozostawić na około 5 minut, po czym twarz wymasować delikatnie opuszkami palców, a ciało rękawica Kessa i spłukać obficie wodą. Na zakończenie aplikujemy na dogłębnie oczyszczoną skórę kosmetyki pielęgnacyjne
- intensywnie nawilża - zmiażdżone oliwki, czyli główny składnik tego kosmetyku, odpowiadają za intensywne nawilżenie skóry,
- energetyzuje - wyciąg z liści eukaliptusa pobudza, usuwa zmęczenie sforsowanych mięśni i rozjaśnia umysł,
- łagodzi podrażnienia - eukaliptus ma działanie antyseptyczne. Łagodzi podrażnienia skóry. Polecany do cery problematycznej, stanami zapalnymi.
Savon Noir Eukaliptus działa podobnie jak peeling enzymatyczny. Bezpieczny nawet do skóry bardzo wrażliwej, gdyż w swej strukturze nie ma żadnych drobinek, które mogłyby spowodować mechaniczne uszkodzenie skóry.


Dodam trochę od siebie.

Opakowanie to taki prosty w obsłudze, plastikowy słoiczek - odkręcasz/zakręcasz , taka filozofia :)



Konsystencja :


Jak odkręciłam i zobaczyłam co jest w środku to byłam w lekkim zakłopotaniu.
Co to w ogóle jest?!! Pierwszy raz w życiu widziałam kosmetyk w takiej postaci. Jest to ciągnąca się maź. Ciągnie się i ciągnie. Na początku miałam z tym problem. Chciałam wziąć odrobinę, a za moją dłonią ciągnęły się hektolitry produktu. Z czasem to opanowałam, potrzeba jedynie wprawy.






Mydełko pięknie pachnie. Jeżeli lubicie zapach VapoRub to ten aromat przypadnie Wam do gustu.
Więc jak to działa?
Nałożyłam na ciało niewielką warstwę produktu. Trzymać 10 minut? No problem!
W tym momencie nałożyłam na włosy maskę, umyłam zęby. I tak zleciało. 
Zaczęłam masaż górnych partii za pomocą rękawicy. Na nogach, od kolan w dół, postanowiłam trzymać mydło dłużej, gdyż tam skóra jest okrutnie sucha, błyszczą się tylko łuski, na które nie działają silne balsamy czy peelingi. 
Tak sobie masowałam i masowałam, zeszłam do nóg, zahaczyłam o stopy. No to chyba już pora to spłukać? Słuchawka w dłoń i lejemy. Jaka jest teraz skóra? 
Kiedy pociągniemy po niej palcem to tak jak byśmy macały szybkę - ten piszczący dźwięk. Sprawdzam nogi. Uu, nieźle! Łusek jest mniej. Nie oczekiwałam jakiegokolwiek efektu na tym obszarze, więc ich mniejsza ilość mnie zaskoczyła. 
Włoski przestały wrastać. Po depilacji rękawica przyjemnie drapie skórę, która zawsze mi swędzi niemiłosiernie! 
A cóż zadziało się na twarzy? 
Moja cera jest bardzo mocno przetłuszczająca się, z niedoskonałościami, przebarwieniami, a rozszerzone pory zwalczam od wielu lat, gdzie nawet wizyty u dermatologów niewiele dawały. 
Po tym kosmetyku twarz oczywiście oczyszczona mocno - piszczy jak reszta ciała. Miętowy efekt eukaliptusa daje świetne orzeźwienie oraz ochłodzenie, co bardzo cenię sobie przy bolących wulkanach. Zaczerwienienia oczywiście się zmniejszyły, a pory? Nie zwęziły się, ale są o wiele płytsze. Nie są to już dziury bez dna, a takie wgłębienia. Na swej twarzy trzymałam oczywiście dłużej (10 minut), niż zalecany czas (2 min). Nie wysuszyło mi twarzy, nie podrażniło. Nadal będę go używać z nadzieją, że pory zostaną zwężone :)



Używałyście już tego "gluciaka"?

08:23

Oleo-Krem - gdzie ten szał?

Oleo-Krem - gdzie ten szał?
Witajcie! 
Dzisiaj chciałabym odrobinę przybliżyć Wam Oleo-Krem od Biovax L'biotica.
Nowość, która szybko zawróciła w głowie wielu dziewojom. Olejek w kremie jest moim ulubionym rozwiązaniem. Wszelakie olejki czy odżywki w spray'u na mych włosach dają marne efekty, a raczej brak jakichkolwiek (zdarzają się wyjątki,ale nie o nich teraz mowa).


Wersja, jaką posiadam to Diamond. 





Producent, na odwrocie tubki, uwzględnia wszystko co jest ważne przy wyborze odpowiedniego rodzaju kremu oraz określa jego powołanie i sposoby użytkowania. 

Oto i "opowiadanie" od producenta :

Luksusowy OLEOKREM to połączenie odżywczej mocy najlepszej jakości, szlachetnych olejów z lekką, otulającą konsystencją kremu. Bez efektu obciążenia włosów. 

Odżywczy OleoKrem do włosów Biovax® Diamond to niezwykły preparat, zawierający najdroższy wśród klejnotów - diament, w połączeniu z bogactwem olejów Babassu i Pequi, pochodzących z tropikalnych lasów Amazonii. 

Pył diamentowy – subtelnie rozdrobiony pył z najcenniejszego na świecie kamienia szlachetnego nadaje włosom przepiękny, skrzący się blask i moc.
Olej Babassu – wytłaczany z orzeszków palmy Oringya Cohune. Polecany szczególnie do kosmetyków, które mają nawilżać, wzmacniać i zmiękczać włosy. Zawiera około 70% lipidów, w tym dużą zawartością kwasu laurynowego i mirystynowego. Olej babassu wnika w strukturę włosa i wygładza go, ułatwia rozczesywanie i zabezpiecza przed rozdwajaniem końcówek.
Olej Pequi – pozyskiwany z nasion brazylijskiego owocuCaryocar Brasiliense, pomaga w utrzymaniu wilgoci i będąc bogatym w antyoksydanty pomaga w zachowaniu dobrej kondycji włosa, jego koloru, połysku i gładkości. Ponadto, dzięki swoim właściwościom, przeciwdziała mierzwieniu się włosów, co pozwala na utrzymanie ich pięknego i zdrowego wyglądu.

OLEOKREM sprawi, że włosy będą:
- idealnie wygładzone i miękkie
- zjawiskowo lśniące
- intensywnie odżywione i zdrowe
- naturalnie piękne i lekkie, bez efektu obciążenia

Oleokrem to preparat, który doskonale uzupełni codzienną pielęgnację włosów, dopełni działanie odżywki bądź maski, potęgując efekt upiększenia fryzury. 


Stosowanie
Dzięki unikalnej formulacji, OLEOKREM BIOVAX można stosowac na dwa sposoby:
- na włosy wilgotne - krem zastosowany po umyciu i osuszeniu włosów ręcznikiem, delikatnie wmasowany w wilgotne pasma, nawilży je i odżywi, jednocześnie ułatwiając ich stylizację
- na włosy suche - nałożony w ciągu dnia, krem ujarzmi puszące się włosy, wygładzi je i nabłyszczy, zabezpieczając jednocześnie końcówki przed rozdwajaniem
Oleokremy Biovax Glamour stanowią niespotykane połączenie wysokich właściwości odżywczych z delikatnością konsystencji kremu. Dzięki lekkiej teksturze nie wymagają spłukiwania.


A teraz dodam swoje spostrzeżenia
W sumie to nie zamierzam wypisywać plusów i minusów używania tej nowości. Powód jest prosty. 
W plusach doszukałam się jedynie świetnego zapachu, który przypomina mi  drogie, luksusowe, seksowne perfumy. 
Plusem, dla niektórych, może być również fakt, iż nie obciąża włosów. Ja natomiast na to liczę, gdyż zniszczone kudły sterczą w różne strony i takie ich "dociśnięcie" do głowy, sprawia, że mam nad nimi absolutną władzę, jak Księciunio nad swym Toudie (czy jak tam się zwał).
Poza tymi "licznymi" zaletami moje włosy, po użyciu produktu nie stały się błyszczące, nie były wygładzone, w ogóle nie wyglądały na zdrowe, wręcz przeciwnie! Wyglądały tak, jakbym po użyciu szamponu nie użyła w ogóle odżywki / maski! A po ok. godzinie włosy stały się jeszcze bardziej szorstkie i matowe. 
Cóż, jednym stwierdzeniem, wersja Diamond to dla mnie dno i wodorosty! Nie wiem jakie efekty osiągniemy podczas stosowania innych rodzajów, wiem jedynie, że ten, który posiadam na zniszczonych włosach nie wykazuje jakiejkolwiek inicjatywy ze swojej strony. Jak na razie mym ideałem pozostaje olejek w kremie od L'oreal. 
(mam wrażenie, że wiele osób zachwala tę nowość od Biovax ze względu na to, że otrzymały go za darmo do testów, a więc trzeba się podlizać, aż skóra z dupy zlezie!)



Miałyście już okazję wypróbować nowości od Biovaxu?
Dajcie znać jak się spisały! Być może inna wersja zadziała na te kołtuny.
Copyright © 2016 Dzikie farmazony . , Blogger