Dzień dobry :)
Dzisiaj trochę pierdół na temat pewnego produktu do brwi:
Wibo Eyebrow Pencil w kolorze nr 1.
Wiecie co? Broń Boże nie kupujcie tego odcienia! Choćbyście nie wiem jak bardzo chciały ją wypróbować.
Cóż jest z nią nie tak? Kolor! Tak, kolor jest wręcz odstraszający.
Śmiało, spróbujcie pomazać nią brwi, tak jak ja to zrobiłam.
Na początku, kiedy to nieświadoma zła jakie sobie wyrządzam, nakładałam ją na włoski, było w miarę znośnie. Kolor brązowy, niestety bardzo ciepły odcień, a moje brwi są chłodne, szare, bardzo szare, prawie czarne, właściwie to takie mysie. Zaczęło się delikatne obrysowywanie. O rajuśku! Cóż ja ujrzałam w lusterku...? Rudość, wszędzie rudość! Po chwili nawet włoski, w świetle dziennym, miały rudą poświatę. A mój, jakże precyzyjnie wykonany, obrys? Istna tragedia! Kolor był pomarańczowy, chamski pomarańczowy kolor, który chyba widać z Jowisza. Prawdopodobnie nie musiałabym chyba nawet wieczorem zakładać kamizelki odblaskowej, brwi z pewnością ostrzegłyby wszystkich kierowców. Naprawdę ten kolor jest straszny, jak można zrobić coś takiego? Nam, biednym kobietom, które i tak w życiu łatwo nie mają w doborze produktu do brwi :)
Poza tym "przepięknym" odcieniem, kredka sama w sobie jest fajna.
Mamy szczoteczkę, której używam codziennie, bo znakomicie wyczesuje nadmiar cienia na brwiach.
Poza tym, kiedy miałam nad oczami takie wiewiórkowe futerko, sprawdziłam co nieco jej trwałość. Bardzo dobra! Tak tak, trwałość jest fajna jak na tak niską cenę. Wnioskuję, że śmiało wytrzyma cały dzień.
Jeżeli chcecie wypróbować ten produkt, kupcie nr 2!
Na 1 nie patrzcie nawet kątem oka :)